Forum BaseBall.fora.pl Strona Główna
Zaloguj

Gry, zabawy, zabawki z lat 90.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BaseBall.fora.pl Strona Główna -> Hyde Park
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:36, 07 Cze 2009
PRZENIESIONY
Wto 15:46, 26 Sty 2010    Temat postu: Gry, zabawy, zabawki z lat 90.

Powymieniajmy zabawy zarówno te na dworze i domowe.

Z dwornych to pamiętam.

1. Chowaniec
2. Syf
3. Berek
4. Gaski, gaski do domu
5. Kapsle w piaskownicy

Z domowych to pamiętam za dawnych czasów, gdy Koko nie byl jeszcze otaku i nie mili kompa, fajnie zawsze z Rafałem wymyślali różne gry i zabawy domowe, zawsze mi w szkole opowiadał. Kiedys jak u niego bylem to własnie graliśmy.
Pamietam skajtera i domki z kart, ktore potem sobie niszczyliśmy kartami z odległosci bodajze.


Ostatnio zmieniony przez OsA dnia Czw 11:17, 29 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ogór
MAJOR


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bełchatów / Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:21, 08 Cze 2009
PRZENIESIONY
Wto 15:46, 26 Sty 2010    Temat postu:

Ja jeszcze pamiętam do tego z dworu w:
- "coś w poblizu na literę" (z piłką)
- chowanego z wykopywanę piłką
- WGW
- Krowę
- Farby
- Podchody
- Chowanego po piwnicach
- Wojnę na jarzębina i proce robione z balona i butelki

Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:11, 08 Cze 2009
PRZENIESIONY
Wto 15:47, 26 Sty 2010    Temat postu:

Ogór, ale moze opisz na czym dane gry i zabawy polegały, bo nie wszystkie kojarze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ogór
MAJOR


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bełchatów / Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 5:38, 09 Cze 2009
PRZENIESIONY
Wto 15:47, 26 Sty 2010    Temat postu:

Ja jeszcze pamiętam do tego z dworu w:
- "coś w poblizu na literę" (z piłką) - jedna osoba prowadząca, reszta siedzi na ławce czy gdzieś. Dziecko prowadzące wymyśla jakąś rzecz, która jest w pobliżu np. na literę T i rzuca kolejno wszystkim i pyta "coś w pobliżu na literę T" ludzie zgadują, jeżeli nikt nie zgadnie dodaje drugą literę i rzuca drugą serię i mówi "coś w pobliżu na literę Tr" aż w końcu ktoś zgadnie, że chodzi o Trawnik. Następnie prowadzący wyrzuca jak najdalej piłkę i ucieka (zazwyczaj w przeciwnym kierunku od piłki). Dziecko, które zgadło, że chodzi o Trawnik łapie jak najszybciej piłkę, po złapaniu musi krzyknąć STOP. Gdy krzyknie STOP dziecko prowadzące musi się zatrzymać, dziecko, które odgadło o jaką rzecz chodzi szacuje drogę jaka go dzieli od prowadzącego i publicznie oświadcza ile mu kroków potrzeba by pokonać ten dystans. Prócz ilości kroków trzeba stwierdzić jaki rodzaj, były m.in słoniowe, tip-topy, parasolki Wink Po przejściu kroków w zależności czy dobrze oszacowało się odległość stało się blisko bądź daleko prowadzącego dziecka. Ostatni etap to rzucenie piłką do "kosza" który z swoich rąk robił prowadzący i w zależności czy dziecko trafiło było nowym prowadzącym. Gra miała też drugą wersję "Pampolo", różniła się tym, że nie musiał być coś w pobliżu, mógł to być np samochód na A itp.

- chowanego z wykopywaną piłką - chyba najtrudniejsza odmiana chowanego. Zaklepywanka była na piłce (piłka gdzieś na środku chodnika leżała). Osoba szukająca musiała wszystkich "zaklepać", jeżeli jej się nie udało i do piłki zdążył dobiec ktoś z dzieci, które się aktualnie chowały dziecko takie miało prawo ( i obowiązek) wykopać piłkę, szukający musiał iść po piłkę, ustawić na miejscu a w tym czasie wszyscy, którzy byli "zaklepani" mogli znów się schować.

- WGW - najlepsza zabawa w lesie. W rozwinięciu skrót brzmi Wojskowe Gry Wojenne bądź Wojskowa Grupa Wywiadowcza (Jak kto lubi) Smile. Dwie drużyny (tak po min 3-4osób, maksymalnie nieograniczona ilość). Jedna drużyna dostaje bransoletki z nitki na rękę i ucieka w las, druga drużyna odlicza do np. 30 i wchodzi w las, celem jest zerwanie wszystkim z drugiej drużyny nitek z rąk. Nitka to życie, gdy już wszyscy zostaną zlikwidowani zmiana ról. Pamiętam jak kiedyś z drzewa spadłem do Rakówki, cały mokry w h.j Wink

- Krowę - Dziecko stoi w rozkroku z wyprostowanymi palcami u rąk inne dzieci chwytają je za palce i pytają "jakie krowa daje mleko?" "Krowa" odpowiada bordowe, żółte itp. Gdy "Krowa" odpowie białe wszyscy uciekają "Krowa" musi wszystkich złapać. Dziecko złapane stoi w rozkroku nieruchomo, jeżeli w trakcie gry jakieś dziecko niezłapane przeczołga się pod nim dziecko zostaje wybawione i znów może uciekać. Gra toczy się aż wszyscy zostaną złapani.

- Farby - Minimum 3 dzieci (ale 3 to zdecydowanie mało Smile ). Występują "Diabeł", "Matka" i "Farby". Matka nadaje dzieciom kolory (każde jest jakąś Farbą) , następnie przychodzi Diabeł do Matki i mniej więcej taki dialog:
Diabeł: Puk puk
Matka: Kto tam?
D: Diabeł
M: Co chciałeś?
D: Farbę
M: Jaką?
D: Niebieską
M: Nie ma Wink

Jeżeli dany kolor był to niebieska Farba zrywała się z ławki (zazwyczaj na parking wokół samochodów się ganiało) Diabeł wypłacał Matce za farbę (Tyle klaśnięć w dłoń ile Farba miała liter) i musiał złapać Farbę. (Nie pamiętam co było jak nie złapał).

- Podchody - lajcik, po lesie lub garażach (głównie po garażach, za co nas sąsiedzi opieprzali, czasem też po śmietnikach). Jedna drużyna (bądź tylko jedna osoba) ucieka, zostawia jakieś znaki strzałkami, druga goni aż do złapania.

- Chowanego po piwnicach - też lajcik, stres tylko, żeby ktoś wyniósł z domu klucze od piwnicy i można było śmigać (sąsiedzi też często opierdalali). W piwnicy musiało być obowiązkowo zgaszone światło. Raz podczas takiej zabawy sobie głowę rozwaliłem bo źle wymierzyłem odległość od ściany.

- Wojnę na jarzębina i proce robione z balona i butelki - typowo męska zabawa, 2 drużyny (minimum po 2 osoby w każdej), proca z balona, robienie baz i strzelanie jarzębiną w siebie. Zazwyczaj jedna baza była pod Pyndzla balkonem, druga nie pamiętam gdzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:18, 27 Sty 2010    Temat postu:

Oto co ja pamiętam poza wyżej wymienionymi:

Gąski - zasady były mniej więcej takie, że po jednej stronie powiedzmy łąki stała "matka", a po drugiej "dzieci". Po środku stały 2 (?) wilki. Zasada była taka, że wilki mogły poruszać się tylko po lini, aby złapać jak najwięcej dzieci, które muszą dotrzeć z jednej połowy na drugą do matki. Grę zaczynało się od regułki:
M: Gąski, gąski do domu.
D: Boimy się
M: Czego?
D: Wilka złego
M: A gdzie on jest
D: Za domem (?)
M: Co robi?
D: Nóż ostrzy
M: A po co?
D: Żeby nas zjeść.
Coś pomieszałem, ale jakoś tak.



Chowany - popularna zabawa podwórkowa. U nas wyglądało to tak, że jedna osoba kryjącemu masowała plecy i kuła go jednym palcem. Następnie kryjący zgadywał którym palcem go ukuła. I tak jeśli nie zgadł to liczył do 10, a jak w końcu trafił to liczył do tylu do ilu doszedł. Mając 2 dłonie, czyli 10 palców, można było liczyć minimum do 10, maximum do 100. Zawsze po przeliczeniu należało dodać regułkę "Pałka, zapałka, dwa kije, kto się nie schowa ten kryje. Przede mną, za mną, obok mnie nie ma." Bez tej regułki ktoś mógł się nie schować, lub stać nad odliczającym i od razu po przeliczeniu się zaklepać. Następnie rozlegał się przeraźliwy okrzyk "Szuuuuukaaam!!!" i kryjący ruszał ostrożnie na łowy. Należało wytropić ukrytych kolegów, zanim zdążą dobiec do miejsca "zaklepywań". Triumfalny okrzyk " Raz, dwa, trzy za siebie" nie pozostawiał złudzeń, ktoś nas przechytrzył. Kryjący natomiast musiał powiedzieć kto jest zaklepywany i gdzie jest, np. "Raz, dwa, trzy Józek za samochodem". Zdarzały się również wpadki, czyli np. złe zaklepanie, wtedy wszyscy wychodzili z kryjówek krzycząc "Pobite gary", i kryjący musiał liczyć raz jeszcze. Były różne wersję. W niektórych następnym kryjącym była osoba, która jako ostatnia została zaklepana. W innej nieco dziwnej, pierwsza zaklepana osoba. A czasem było też tak, że wszystkie zaklepane osoby grały np. w marynarza kto kryje.



Pomidor - wspaniała gra koedukacyjna. Uczestnicy siedzą w rzędzie na ławce. Jedna osoba jest pomidorem i ma za zadanie kogoś rozśmieszyć (podchodzi po kolei indywiduwalnie). Mówi cokolwiek co ma na celu rozśmieszyć daną osobę. Druga osoba na wszystko musi odpowiadać z kamienną twarzą 'pomidor'. Jeśli się zaśmieje, ona jest pomidorem. Jeżeli pomidor stwierdza, że ciężko go rozśmieszyć przechodzi do kolejnej osoby.


Szczur - nie pamiętam czy tak to się nazywało. Gra z użyciem skakanki. Jedna osoba stoi w środku i trzyma skakankę za jeden koniec. Następnie obraca się wraz ze skakanką. Pozostali stojący obok w okręgu muszą skakać nad skakanką. Kto skusi, ten... nie wiem? odpada chyba.


Chodzenie po ogrodzeniu - z gatunku sportów ekstremalnych. Polegało na jak najdłuższym chodzeniu w pozycji pionowej, po szkolnym ogrodzeniu.


Wojna na japka, śliwki - zasady proste. Zbierało się jakieś jarzębiny czy mirabelki i się nimi rzucało ;d


Zbijak - podstawowa konkurencja na koloniach i lekcjach WF. Zasady proste: dwóch zawodników staje na przeciwko siebie, pomiędzy nimi dowolna ilość graczy w charakterze zwierzyny do odstrzału. Zbijający ciskają piłką w piszczących z rozkoszy graczy eliminując ich w ten sposób z dalszej gry. Jeśli piłka została złapana przez niedoszłą ofiarę, gracze zamieniali się rolami i była okazja do słodkiej zemsty. Rozszerzona wersja to "dwa ognie" w których mamy już 2 drużyny, które się nawzajem zwalczają.


dupa biskupa - beznadziejna gra ale jakie wdzięczne słowa tu padały - gra w 24 karty; po rozdaniu gracze wykładają karty awersem do góry i po wyłożeniu na stół, kolejno po każdym graczu trzeba było cos zrobić. I tak 9 - powiedzieć dupa biskupa, 10 - złapać się za ucho, walet - powiedzieć merci monsieur, dama - powiedzieć merci madame, król - zasalutować, As - przykryć dłonią kupkę kart. Jeśli ktoś się pomylił lub ostatni położył rękę na Asie, to zbierał leżąca kupkę kart. Wygrywał ten, któremu skończyły się karty. Były też inne odmiany zadań na dane karty.


guma - gra polegająca na wykonywaniu przez zawodniczki (czasem zawodników), obowiązkowych układów skokowych, , aż do tzw. "skuchy". Układy wykonywano skacząc po gumie do skakania, rozciągniętej pomiędzy dwiema zawodniczkami. Gumę wykonywało się z białej gumy gaciowej szerokości 0.5 cm. Długość gumy to zazwyczaj 4 do6 m przed związaniem. Skoki wykonywano na kilku podstawowych wysokościach. Były to: kostki, łydki, kolanka, uda, półdupki, pas i ekstremalnie, paszki. Notowano też próby zaliczania układu na wysokości "szyjka" , ale najczęściej bez sukcesów. Gra nacechowana dużym ładunkiem emocjonalnym, wywoływała częste spory i kłótnie, najczęściej na tle różnic w interpretacji poprawności skoku. Pamiętam, że we wczesnej młodości lubiłem grac w gumę.


Jakie krowa daje mleko? - wspaniała odmiana berka. Jedna osoba (krowa) ma wyciągnięte dłonie. Każdy trzyma ją za jedno wymię (palec). Następnie... no właśnie kto? Zwykła osoba chyba pytała krowę: jakie krowa daje mleko? A krowa odpowiadała, np. żółte... i nic. Dopiero gdy padła odpowiedź 'białe' wszyscy musieli uciekać w przeróżne strony. Gdy krowa kogoś złapała to bodajże musiał on stać nieruchomo i ktoś musiał przejśc mu pod nogami, aby mógł wrócić do zabawy.


Wisielec - należało odgadnąć słowo? Jeśli się pomylił rysowało się po kolei wisielca.


Państwa i miasta - jedyna gra dydaktyczna, która przyjęła się bez ingerencji i przymusu dorosłych. Na wybraną losowo literę należało wypisać na kartce nazwy państw, miast, rzek, zwierząt , samochodów, imion itp. Ciekawy był sposób wyboru litery. W myślach przepowiadało się alfabet aż do momentu gdy jeden z graczy mówił "STOP". Zastopowana maszyna losująca ujawniała na jaką literę piszemy hasła i gra ruszała. Kto pierwszy skończył pisać, ten zaczął odliczać np. 20 sekund do końca i potem sprawdzał co się w tym czasie udało wypocić przeciwnikom. Po zliczeniu punktów, literę losowała następna osoba.


Kapsle - kultowa gra. Rysowało się np. kredą na asfalcie trasę i należało ją pokonać. Swego czasu bardzo popularna gra, która sięgnęła rangę 'Wyścigu Pokoju'. Każdy mykał do monopola po jakieś płaskie kapsle i aby kapsel lepiej sunął po podłożu tarło się o beton i zdzierało nadruk. Niektórzy tuningowali swoje kapsle dolepiając plasteliny, niektórzy w środek wrzucali kawałek kartki z narysowaną np. flagą.
W kolejności w jakiej kapsle ustawione były na trasie , każdy uczestnik "pstrykał" swój kapsel tak by nie opuścił toru a jednocześnie zawędrował jak najdalej po krętej trasie. Nie dozwolone były "ścinki", dopuszczało się natomiast "traktorki" czyli przetoczenie się kapsla na "ząbkach" i czasami "baryłki" lub "beczułki" czyli "ścinka" w powietrzu z lądowaniem na trasie. Trasy nie raz były ogromne, że jej przejście zajmowało parę godzin. Ja najczęściej grałem w piaskownicy. Trasa zajmowała całą piaskownice + czasem kwadrat ogrodzenie betonowe. Oczywiście to co lubiłem najbardziej to przeszkody, czyli dołki, skocznie, ruchome piaski, etc. Najdłuższa trasa jaką pamiętam to było bodajże jakoś tak, że zaczynaliśmy za reymonta 4 na tych murkach, potem krawężnikiem do końca (długość mojego bloku) potem chyba jakiś portal, który przeniósł nas do piaskownicy czy jakoś tak. Widoku grupek chłopaków, z poobcieranymi od klęczenia na asfalcie kolanami, ze skupieniem "pstrykających" swoich Szurkowskich i Szozdów, najbardziej mi dzisiaj brakuje. Nie ma takiej gry na komputerze, która by chociaż w przybliżeniu dawała tyle emocji i satysfakcji co najwspanialsze na świecie KAPSLE !!!



Klasy - mimo wszystko fajna gra. Rysowało się bodajże 8 pól kreda. Następnie trzeba było kamieniem rzucić na pole numer 1 i należało skakać na jednej nodze, czasami na rozgałęzieniu na dwóch i w drodze powrotnej należało podnieść kamień. Potem na dwójkę, itd. Osoba, która doszła do 8 i przeszła, mogła zmazać jedno pole, przez co gra i skakanie stawało się trudniejsze. Czasami grywało się w wariackie wersje, gdzie naprawdę ciężko było skakać.


komórki do wynajęcia -(nie ma nic wspólnego z usługami GSM) zabawa zlokalizowana w piaskownicy. Do gry potrzebnych było pięć osób. Cztery osoby zajmowały narożniki piaskownicy (komórki), piąta osoba snuła się pomiędzy nimi i błagalnym głosem pytała "czy są komórki do wynajęcia?". Pytanie było retoryczne, gdyż każde dziecko wiedziało , że przy panujących kłopotach lokalowych odpowiedź może być tylko jedna: "Nie ma.". Jednak gdy bezdomny nieszczęśliwiec krążył w poszukiwaniu stałego adresu, za jego plecami dokonywały się nielegalne zamiany komórek. Jeśli wykazał się odpowiednim refleksem i dopadł komórki nim zamiana została dokonana, wtedy on dyktował warunki nowemu bezdomnemu.
Tą grę znalazłem w necie, ale moglo cos takiego byc bo cos mi sie kojarzy.


Król - nie pamiętam dobrze. Rzucanie do kosza z różnych pozycji?


ligawa - jedna z nie wielu rozrywek zimowych. Ligawa ( czyli ślizgawka) powstawała poprzez uporczywe wyślizgiwanie butami pewnego odcinka zamarzniętego czy zaśnieżonego podłoża. Po pewnym czasie powstawała piękna, lśniąca, mierząca czasem do 20m. ,ligawa. Teraz należało wziąć solidny rozpęd i rokoszować się wspaniałym ślizgiem. Jeśli byliśmy szczęśliwymi posiadaczami śliskich butów, to długimi ślizgami przyczynialiśmy się do dalszego wydłużania ligawy.
Opis z sieci. Kiedyś też wylewało się lodowisko wodą.


osioł - gra polegająca na kopaniu piłki o ścianę. Należało kopnąć jak najmocniej, żeby odbita od ściany piłka poleciała na tyle daleko by trudno było ja jednym kopniakiem z powrotem dokopać do ściany. Za nieudane puby, otrzymywało się kolejne litery "osioł".


Okręty - czyli polska, uboga ale ciekawa wersja Master Mind'a. Jeśli nie pamiętasz to, dwu graczy rysuje po dwa pola 10 x 10 oznaczone A, B, C, D, E, F, G, H, I, J poziomo i 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 pionowo, na kartce w kratkę. Jedno pole służy do narysowania swoich okrętów. Drugie jest odpowiednikiem pola przeciwnika na którym notuje się swoje „strzały”. Każdy rysuje w dowolnym miejscu na polu 1 okręt „czteromasztowy” zajmujący cztery kratki w jednej linii, 2 okręty „trzymasztowe”, 3 okręty „dwumasztowe”, 4 okręty „jednomasztowe”. Pojedynczymi „strzałami” np. A4 próbuje się zlokalizować i trafić każdy z członów okrętu przeciwnika. Przeciwnik musi po strzale powiedzieć „pudlo”, „trafiony” lub „trafiony-zatopiony”. W grze chodzi o zlikwidowanie floty przeciwnika.


państwa - jedna z gier do której konieczny był "scyzyk" lub finka harcerska. Gra kuchennym nożem zabranym ukradkiem z domu to raczej "obciach". Na ziemi rysowało się nożem, wielki okrąg. Dzieliło się go potem równo pomiędzy graczy. To właśnie były nasze państwa. Udane wbicie noża w państwo sąsiada, dawało prawo do odkrojenia kawałka terytorium i włączenia go do swoich włości. Państwo istniało, dopóki mieściło stopę swojego właściciela. Gra wyrabiała uczucia patriotyczne i uczyła poszanowania do ziemi.
Obszerny opis tej fascynującej gry:
scyzykiem rysowało się wielki okrąg i dzieliło na poszczególnych graczy, każdy z graczy nazywał swoje państwo, np. Polska, Kanada, Szwecja, jakoś się ustalało kto pierwszy zaczynał, ten (np. Polska) brał scyzor i mówił "Wywołuję wojnę przeciwko-piwko, przeciwko-piwko... KANADZIE!", rzucał scyzorykiem na terytorium kanady, scyzoryk musiał się wbić i tez obowiązywała tu zasada na dwa palce od rękojeści do ziemi, kiedy scyzoryk został wbita, przedstawiciel poszkodowanego kraju rzucał piłkę jak najdalej od siebie do tyłu przez głowę i od momentu uczynienia wyrzutu przedstawiciel Polski biegł po tę piłkę, od miejsca gdzie złapał piłkę mógł uczynić 9 kroków w kierunku kręgu państw - 3 kroki słoniowe, 3 kroki pieskowe i 3 kroki mrówkowe (różne długości, gdzie słoniowe były wielkimi krokami, gdzie noga była wyrzucana jak najdalej przed siebie - prawie szpagat, a druga już dociągana do pierwszej z braku sił, mrówkowe - to stopki), z miejsca gdzie zostały ukończone kroki, stojąc jedną stopą na tym miejscu, a druga na terytorium swego państwa, mógł dopiero zakreślić terytorium okupowanego państwa i przydzielić do swego terytorium, w taki sposób, żeby linia rysowana przez scyzoryk zaczynał się na granicy państwa okupującego, przechodziła przez dziurę zrobioną przez wcześniej rzucany scyzoryk a kończyła się znów na terytorium państwa okupującego, zwykle stojąc w rozkroku ciężko było zakreślić dużo i gra mogła trwać dłużej a przez rzucanie piłki dostarczała dodatkowych atrakcji.


piątka - gra lekcyjna w kółko i krzyżyk, z tym, że do wygranej, trzeba było ułożyć w linii nie trzy, a pięć symboli. Grało się na kartce w kratkę. Najczęściej ostatnie strony zeszytu do "matmy"


Pukawka - najprostsze origami z papieru, które wydawało nawet niezły huk po zamachu.


raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy - nie wiem czy tak się nazywała ta gra. Jedno osoba (baba jaga) stała z jednej strony, a zawodnicy z drugiej. Gdy baba jaga była odwrócona tyłem to wszyscy biegli w jej stronę, ale gdy się odwróciła, wszyscy musieli stać nieruchomo, a baba jaga mogła podejśc i popatrzeć, czy ktoś wyraźnie się rusza. Wygrywał, kto pierwszy dopadł do babajagi. Gra pozbawiona jakiegokolwiek sensu, wykorzystywana w chwilach skrajnej nudy. Częste konflikty na tle subiektywnych i niesprawiedliwych ocen "babajagi" co do jakości paraliżu u poszczególnych graczy.


Kwadrat - pamiętam jak graliśmy kiedyś na moim parkingu w... 9 czy nawet 12 osób (praktycznie cały parking). Teraz nie znalazło by się miejsca nawet dla 2 osób... Gra była prosta. Każdy miał swoje pole, tzw. kwadrat. Osoba zaczynająca wyrzucała piłkę odbijając ją na swoim polu do przeciwnika. Do gry używało się nóg. Piłka mogła raz odbić się na naszym polu, potem należało ją przekopać do kogoś innego. Można było używać wszystkiego pruć rąk, dozwolona była żonglerka. Gra w 9 osób zapewniała ciekawą rozrywkę, bowiem skrajna osoba z boku mogła kopnąć daleko i nie martwić się gdzie spadnie. Piłka zawsze musiała być kopana co najmniej na wysokość kolan. Czasami obowiązywały tzw. szczury, czyli piłka szybko tocząca się po asfalcie, ale następna osoba, mogła ją podbić i oddać innemu. Każdy zaczynał z 10 punktami, w razie skuchy, odejmowanu mu 1 punkt. Po odjęciu wszystkich graczowi zostawał ostatni, zwany "pogrzebowy". Gdy została dwójka to grali finał i obaj zaczynali znów z 5 punktami.


Berek - czyli po prostu jedna osoba gania i gdy klepnie inną, to ta osoba najlepiej jak musi liczyć do 10 i ona gania innych. Najlepiej się bawiło w dużo ludzi na drewnianym placu z tego co ja wspominam i najlepiej po zmroku. Raz się położyłem w cieniu pod płotem i nikt mnie nie widział.


syf - gra sięgająca swymi korzeniami do popularnego berka. W tej wersji potrzebny był jednak jeszcze pewien rekwizyt. Najczęściej była to szmata do wycierania tablicy, czasami coś brudnego wyciągniętego ze śmietnika. Osoba trafiona szmatą zostawała "Syfem". Teraz ona musiała trafić któregoś z graczy, aby pozbyć się tego piętna. Grę można było zlokalizować z większej odległości, gdyż zawsze towarzyszyły jej głośne, drwiące okrzyki "syf, syf ". W wersji bardziej czystej używało się po prostu jako syfa np. piłki tenisowej. Bardzo lubiłem tę grę. Najpopularniejsza u nas po piwnicach w ciemnościach, 5 piwnic otwartych, ale dorośli się pluli i definitywny koniec po piwnicach nastąpił, gdy jedna osoba biegnąć walnęła w murek i rozbiła sobie głowę. Ciemno w piwnicy, więc można było wieszać się na rurach. Można było uciekać po piwnicy i na dworze między klatkami.
Potem już w innym składzie, raczej młoda ekipa, a wśród niej ja, w syfa bawiliśmy się w krzachach przy reymonta 3. Też fajna miejscówka i można było się chować. Niestety niektórym dorosłym nie podobało się to, że "niszczymy krzaki".


Ciuciu Babka - lubiłem w domu. Gra prosta. Jednej osobie zawiązuje się oczy i kręci dookoła, reszta ucieka. Osoba z zawiązanymi oczami musi kogoś złapac... i odgadnąc kto to jest?. Z racji tego, że trudno było, bawiliśmy się zawsze na małej przestrzeni. Ja pamiętam np. u sąsiadki w małym pokoju. Te uniki, chowanie się pod łóżkiem... ahhh Wink


trzepak - to bez wątpienia najważniejsze miejsce na podwórku. Trzepak posiadał jakąś magiczną moc, która jak magnes ściągała wszystkich z najdalszych zakamarków podwórka . Prawie zawsze ktoś na nim wisiał. Wiszenie na trzepaku było jakąś atawistyczną formą relaksu. Widok grupek dzieciaków porozwieszanych na trzepaku w najdziwniejszych pozach, a przy tym prowadzących całkiem zwyczajne rozmowy, był jak najbardziej naturalny i nikogo nie dziwił. Typowe zwisy to: zwis głową w dół przez zaczepienie się kolanami na dolnej lub górnej poprzeczce, zwis typu "leniwiec" przez podwieszenie się pod poprzeczką jednocześnie rękami i nogami. Trzepak spełniał również wiele innych funkcji. Czasami był bramką, innym razem siatką do gry w siatkówkę, często miejscem do "zaklepywania" w grze w chowanego. Wiosenne bezczeszczenie trzepaka przez zupełnie nieodpowiedzialne trzepanie na nim dywanów, lub okresowe malowanie, wprowadzało na podwórku dysharmonię i pewien niepokój. Po tych krótkich, nieprzyjemnych okresach, trzepak zawsze wracał do rąk swoich prawowitych właścicieli. Próby odwrócenia uwagi dziatwy od trzepaka, przez instalowanie na podwórkach przeróżnych karuzel, globusów czy drabinek, poniosły całkowite fiasko. Prędzej czy później, magiczne działanie trzepaka robiło swoje, gromadząc wokół siebie kwiat podwórkowej młodzieży.
Niegdyś nastała u nas moda na 'akrobatykę' na trzepaku. Każdy umiał jeden trik, który polegał na odchyleniu się do tyłu, robiliśmy obrót i lądowaliśmy. Ja kiedyś postanowiłem inaczej ułożyć ręce i zobaczyć co się stanie. Okazało się, że zablokowały mi się ręce i musiałem się puścić. Spadłem ponad 1 metr, nosem prosto na krawężnik. Aż dziw, że nic poważnego mi się nie stało (poza rzeką krwi na całej długości klatki Wink)


wojna podwórkowa - układ nowych osiedli dzielił ich mieszkańców na poszczególne enklawy, wytyczane podwórkami. Każde podwórko miało swój trzepak, piaskownicę i swoich rdzennych mieszkańców. Obcy na podwórku był natychmiast rozpoznawany i musiał zachowywać szczególna ostrożność. Pomiędzy podwórkami toczyły się wieloletnie wojny. Powstawały więc podwórkowe bandy z własnymi "skryjówkami" , gdzie obowiązywały własne tajemne hasła i odzewy. Do otwartych konfliktów między podwórkami dochodziło jednak bardzo rzadko lub wręcz nigdy. Cała energia była skierowana w urządzanie "skryjówek", obmyślanie planów, tworzenie wciąż nowych haseł i ogólne knucie. Do największych sukcesów wywiadowczych, należało wykrycie skryjówki przeciwnika.
Każdy był przywiązany do swojego bloku, była to nasza mała ojczyzna. Mecze blokowe to nie były zwykłe mecze, to były mecze o honor i respekt reszty osiedla.
Oczywiście poza blokowcami najbardziej zapamiętałem wojny reymonta 6 z reymonta 3 na wodę podczas śmingusa dyngusa (zostałem raz zdradzony przez swojego). Poza tym była kiedyś wojna na pistolety na kulki. Ta była najlepsza. Do dziś pamiętam ten strach, człowiek szedł ze spluwą i czaił. Albo gdy zaczynało mi brakować amunicji, sąsiadka z 1 klatki była z psem i mi podawała kulki (z racji masy pistoletów, kulki walały się wszędzie). Z wartych odnotowania faktów tamtej wojny było połknięcie kulki przypadkowe przez jedną osobę z trójki. Jak potem się dowiedzieliśmy kulka została odnaleziona w stolcu. Poza tym gdy byliśmy raz przyparci do muru pod klatką, nadeszła pomoc i panowie na 3 piętrze zaczęli rzucać we wroga jajkami.


zabawy blokowe - bez wątpienia jednymi z najlepszych miejsc do zabawy były klatki schodowe w osiedlowych blokach. W porównaniu z ciasnymi mieszkankami, zapchanymi po brzegi meblościankami i innym szalenie cennym sprzętem, klatki schodowe wydawały się nieograniczonymi przestrzeniami wprost stworzonymi do uprawiania przeróżnych sportów i zabaw. To właśnie na klatkach schodowych skupiało się życie młodzieży, kiedy na podwórku panowały niesprzyjające warunki. Można tu było grać w karty, w nogę czy zwyczajnie się pobawić. Oczywiście wszelkie formy klatkowej aktywności były bezwzględnie tępione przez większość lokatorów, co wymuszało naukę szybkiej ewakuacji z bloku. Niebawem te częste ucieczki same przerodziły się w zabawę dając początek pierwszym typowo blokowym rozrywkom. Należało udać się kilkuosobowym zespołem, na ostatnie piętro bloku i z możliwie największym hałasem, zbiec na sam dół. Zabawa była wyjątkowo niebezpieczna i wymagała zimnej krwi. Dostanie się marudera w ręce rozwścieczonego lokatora, należało do nierzadkich wypadków i było opłakane w skutkach W mniejszych zespołach można było stosować pewna mutacje tej rozrywki, która polegała na dzwonieniu do drzwi i szybkiej ucieczce.


zielone - uczestnik gry musiał na każde żądanie okazać się posiadaniem czegoś zielonego w formie organicznej. Gra doskonale przygotowywała do powszechnego obowiązku noszenia zawsze przy sobie Dowodu Osobistego.


zośka - piłka z grochem? należało nią żonglować. Im dłużej tym lepiej. Do podbijania używało się wielu technik nożnych. Można było grać w kółeczku, w parach lub indywidualnie.



jak jeszcze co przypomne to dopisze


Ostatnio zmieniony przez OsA dnia Śro 17:18, 27 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ogór
MAJOR


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bełchatów / Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 9:20, 29 Sty 2010    Temat postu:

u nas grało się jeszcze w dziurę. Grę tą wymyślił mój dobry znajomy z dzieciństwa w jedne z wakacji. Chodziło o kopnięcie piłki i trafienie do dziury ( za blokiem żeromskiego 2. Kopiąc z ulicy miało się 1próbę, jeżeli piłka wypadła np na trawnik, alkbo gdzieś daleko przysługiwały 2 kopnięcia. Grało się zazwyczaj do 10.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:20, 29 Sty 2010    Temat postu:

A mi się przypomniała jeszcze jedna gry, tylko nie pamiętam zasad.

Na pewno się rzucało piłkę o ścianę i trzeba było ją przeskoczyć bodajże. Potem jakoś ktoś kusił i musiał stac pod ścianą chyba. Ktos kojarzy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ogór
MAJOR


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bełchatów / Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:05, 29 Sty 2010    Temat postu:

mi się przypomniała jeszcze mocno popularna w moim bloku gra w "dziesiątki" Odbijało się 10 razy piłkę o ścianę oburącz stylem górny, później 9 stylem dolnym, później 8 jedną ręką, 7 drugą ręką, 6 główką itd inne, dokładnie nie pamiętam. Odbijało się seriami, aż do skuszenia, jak piłka upadła na ziemię to następny itd aż do czasu, gdzie ktoś ukonczy cały cykl.
Zazwyczaj grało się na klatce schodowej i sąsiedzi się lekko burzyli. Chociaż w mojej klatce był raczej luz, bo w samej mojej klatce mieszkało około 15 dzieci.

coś kojarzę z tą twoją zabawą w przeskakiwanie piłki, zasięgnąłem opinii tubylców z mojego podwórka i wyszły nam takie zasady, że każdy po kolei rzucał piłką o ścianę, piłka musiała się odbić i należało ją przeskoczyć. Z każdym kolejnym rzutem stopień był trudniejszy, trzeba było piłkę rzucić wyżej (były jakieś linie namalowane czy coś) albo wykonywać jakieś dodatkowe czynności (klaskać itp)


Ostatnio zmieniony przez Ogór dnia Pią 15:11, 29 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:41, 27 Sty 2010
PRZENIESIONY
Czw 11:17, 29 Kwi 2010    Temat postu: Zabawki



Laserek
Chyba każdy w życiu chociaż jeden miał. Pamiętam gdy wchodziła na to moda. Mój brat znalazł taki zajebisty, praktycznie niedostępny na bazarze czy gdzieś, był jedyny w swoim rodzaju, a znalazł go... gdzieś obok śmietnika. Dawał naprawdę zajebiście.
Z laserkiem pamiętam jak kiedyś otworzyłem okno i gościowi co stał przed pasami poświeciłem, a za chwilę usłyszałem donośny krzyk: "Ja ci ***** zara poświecie, gnoju jeden!". Oczywiście speniany zamknąłem okno i tyle.
Pamiętam, że wtedy laserek od ruskich to była mega wiocha. Trzeba było kupić u polaków (nawet nie ważne jeśli oba wyglądały tak samo). Pamiętam jednego gostka z trójki (A.), który kupił u ruskich, a potem się kłócił, że u polaków. Oczywiście do laserka potem powstały tandetne końcówki, których chyba nikt tak na prawdę nie używał.
Laserek zakończył żywot niestety po zdobyciu wielkiej popularności. Zakazano go całkowicie, po rozdmuchaniu przez gazety afery o domniemanym uszkodzeniu wzroku poprzez ten kieszonkowy laser.





Yoyo
W każdym kiosku po jakieś 3 złote w dodatku świecące i piszczące. Z łożyskiem oczywiście były dla wymiataczy. Oczywiście swego czasu każdy ganiał z jojem. Razem z kumplami koło 97 bawiliśmy się w power rangers, a joja to była nasza broń.
Na moich pierwszych koloniach kupiłem sobie kolejne jojo (bo wiadomo, że się psuły) z łożyskiem i taki starszy gościu nauczył mnie triku co się zwie huśtawka. Bardzo prosty, swoją drogą, ale robi wrażenie. Mogłem szpanować.




Riki Taki
Różne nazwy miało to urządzenie. Klik klak, kulki... Zabawka tak prosta, że... aż wspaniała! Ot zwykłe prawo Newtona. 2 kulki. Zabawka raczej starszej daty, bo sam jej dobrze nie pamiętam, ale na pewno miałem w dłoniach. Zabawkę pamiętają moi rodzice Wink Chyba najbardziej popularna zabawka PRL-u i wczesnych lat 90. A jak to działa. Przedstawia to mniej więcej ten filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=ynAPUwcqQ5E





Karteczki
Pamiętam 2 etapy karteczek. Pierwszym był ich początek, czyli zwykłe karteczki wielkości zdjęcia i trzymało się je w albumach p ozdjęciach. Pamiętam te wojny z rodzicami o albumy. Po co zdjęcia w albumie? W albumie trzyma się karteczki! Pamiętam, że nówki paczki były wtedy w księgarni na Reymonta po jakieś 3 złote, ileś tam sztuk. Wtedy dla mnie niewyobrażalna kwota.
Potem nastąpił prawdziwy boom, czyli... segregatory i karteczki różnych wielkości. Bądź co bądź była to bardzo pozytywna moda. Uczyła przedsiębiorczości, handel od najmłodszych lat. Jedne karteczki były "wartościowe", inne były "zapychaczami". Hercules, Sailor Moon, Titanic, pachnące karteczki - zazwyczaj były bardziej znaczące, czasem trzeba było poświęcić trzy gorsze, żeby uzyskać lepszą. Całe segregatory tego się dźwigało i walczyło o najlepsze. Nie raz szły wymiany.
Ja miałem naprawde masę karteczek. Pamiętam do dziś jak pod blokiem Damian Z sprzedał mi segregator za 2 złote (w kiosku 3 złote) i to był mój pierwszy. Do najcenniejszych karteczek należały dla mnie: tom & jerry, titanic, just 5, hercules, król lew.
Niestety... pewnego dnia wpadłem na "genialny" pomysł, aby wszystko wyjebać.





Kulki na szprychy
Oczywiście trzeba było mieć też rower. Zasada była prosta. Im więcej i im bardziej kolorowe - tym większy respekt na dzielnicy Wink





Sprężynka
Ciekawy gadżet, choć zazwyczaj w posiadaniu dziewczyn. Fajny efekt gdy się puściło po schodach.





Kapsle
Kapsle od pepsi lub od napoju taty, trochę inwencji i zabawka gotowa do zabawy Wink




Kauczuk
Niby takie byle gówno, a potrafiło dostarczyć maaaaasę radości.





piszcie co wy pamiętacie i jakie mieliscie przygody z danymi zabawkami. Potem dopisze reszte
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:16, 03 Mar 2010
PRZENIESIONY
Czw 11:18, 29 Kwi 2010    Temat postu:

Jedziemy dalej, jak cos pamietacie - piszcie.


Pacłapka
Czy jest na tej sali ktoś kto nie pamięta mody na pacłapki. Każdy w zamierzchłych czasach, przynajmniej w moim rejonie, latał z pacłapką. Pacłapki można było spotkać wszędzie, nie tylko na palcach wskazujących dzieci, ale i na sufitach. Co to było?
Takie lepkowata gumowa łapka, na długim gumowym 'sznurku' zakończona kółkiem, które nakładało się na palca. Pacłapka po rozkołysaniu osiągała nawet 10 metrów. Brudziła i przyklejała się do ścian.
Gdy mi raz na klatce pękła i zawisła na suficie to wisiała ponad 6 lat, do czasu gdy w końcu malowali ławkę i pacłapka zniknęła.
Pamiętam, że u nas były za jakieś 1,80 z grumą do żucia na stacji Aral (dzisiejsze bp).



Flipper
czyli "podwójny" resorak. Nie pamiętam tego dobrze, ale kojarze.


Pistolet na kulki
Szał na to ustrojstwo wybuchnął pod koniec lat 90. Wszyscy dosłownie ganiali z pistoletami, a trawniki zamieniły się w pole z kulkami. Pamiętam wojnę pomiędzy moim blokiem, a reymonta 3. Jedna osoba wtedy połknęła kulkę. Raz mi brakło amunicji i mi sąsiadka zbierała z trawnika i podawała ^^


Plastus (?)
Jakoś tak. Brało się balon, ładowało do środka mąki. Rysowało się oczy, nos, etc. i zabawka do ugniatania gotowa. Można też było kupić gotowca, ale robienie samemu to sama frajda.


Pukawka
Balon + ustnik od butelki plastikowej. Naciągami balon na ustnik i mamy gotową broń białą. W wojnach między ludźmi używało się jarzębiny, ale np. w konkursach kto trafi w coś tam można było walić kamieniami.


Lego
Niezwykle zatrważające jest to co obecnie dzieje się z lego. Jakieś bionicle i inne gówna. Kiedyś wydawali po prostu klocki i człowiek budował co tylko chciał. Pamiętam statki, były najcenniejsze z lego. Z lego pierwszy kontakt miałem na święta Bożego Narodzenia w wieku lat 5-6. Dostałem pod choinkę Wink


Guma
Popularna gra w gumę, była chyba moją ulubioną 'dziewczęcą' zabawą.


Pistolet na kapiszony
Klasyczny pistolet na kapiszony, czyli wkładasz kapiszon, naciskasz i 'bum'. Sam nie posiadałem i ogólnie mało popularny u mnie, na wsi pamiętam, że się bawiłem kuzyna.


Pistolet na spłonki
Taka bardziej rozbudowana wersja pistoletu na kapiszony. Ten był już popularny, bo był dostępny w każdym kiosku. Wkładamy magazynek do plastikowego ustrojstwa i 'bum bum bum', czasem zdażało się przeskoczyć magazynek i nie wybuchało.


Mortal Kombat
Zabawka wymyślona przeze mnie. Głównie z kolegą, głównie na lekcjach religi w podstawówce.
Rysowało się różne postacie w różnych momentach walki, typu kop, etc. Wycinało się i po prostu walczyło. Samemu się ustalało scenariusz walki, a właściwie na żywca. Czasem ołówek się napatoczył i ktoś przebił drugiemu ciało Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ogór
MAJOR


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bełchatów / Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:28, 27 Cze 2010    Temat postu:

na początku obecnego wieku była miałem taką grę na komputerze, której nazwy nie pamiętm. Grafika podobna do tej z pokemonów red, blue itp, też uruchamiało się ją przez emulator gameboya, w grze chodziło o uprawianie warzyw i hodowlę zwierząt. taki farmer. Zna ktoś i pamięta tytuł, albo ską ściągnać wie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:40, 27 Cze 2010    Temat postu:

Harvest Moon?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ogór
MAJOR


Dołączył: 09 Cze 2008
Posty: 535
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Bełchatów / Łódź
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:39, 27 Cze 2010    Temat postu:

ta Very Happy , dzięki
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OsA
!!! MVP !!!


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 11642
Przeczytał: 14 tematów

Skąd: Bełchatów
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 7:43, 07 Kwi 2021    Temat postu:

Dawno dawno temu różnymi środkami pozyskałem sporo artefaktów z lat 90. Były to wszelkiego rodzaju głównie dodatki z chipsów, gum i innych produktów spożywczych. Wszystko zamknąłem w kuferku, który dumnie nazwałem "Skarbnica lat 90.". Jednakże.... pokazanie komukolwiek cokolwiek z tego kuferka było bardzo kłopotliwe. Wszystko było w osobnych foliówkach, więc znalezienie czegokolwiek wymagało czas. No i forma prezentacji również niezbyt ładna.

W końcu w tym roku zainwestowałem niecałe 200 PLN i zrobię to co chciałem już dawno z mojej kolekcji. Co zamówiłem?
a) 3x klasery na większe karty, żetony czy tazosy. Klaser dwustronnie mieści ponad 500 sztuk.
b) 25x karty A4 na okrągłe tazosy. Jedna strona mieści 24 tazo jednostronnie lub 48 dwustronnie. Rozmiar okienka 45x45mm.
c) 20x karty A4 na okrągłe większe tazo. Jedna strona mieści 20 tazo jednostronnie lub 40 dwustronnie. Rozmiar okienka 52x52mm.
d) dwa segregatory cienkie z 4 "zaczepami".

I przed świętami zacząłem sortowanie całej kolekcji. Oczywiście zajmuje to masę czasu, ale jednocześnie sprawia mi to sporo frajdy. Jestem już coraz bliżej zakończenia.

I tutaj taka ważna uwaga - ja nie zamierzam uzupełniać tego co mam. W sensie brakuje mi jakiś tazo czy kart pokemon. Nie przeczesuję sieci i nie kupuje braków. Wystarcza mi w zupełności to co posiadam Smile Taka nie-pełna kolekcja, bardziej ku wspomnieniom.

Zaprezentuję może co nieco jak już skończę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum BaseBall.fora.pl Strona Główna -> Hyde Park Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Programy
Regulamin